wtorek, 19 sierpnia 2014

Felieton o lekcji matematyki.

Jako iż niedługo rozpoczyna się rok szkolny, dzisiaj poruszę temat nauczycieli i ich podejścia do uczniów. 

Już za dwa tygodnie nadejdzie czas tortur dla bogu ducha winnych uczniów. Strach sobie przypominać naburmuszoną minę starej nauczycielki od matematyki z wielką brodawką na nosie rozdającą sprawdziany, gdzie jedyna pozytywna ocena to 1 (ale to przecież ona nie umie tłumaczyć...).

*wspomnienia z pierwszej klasy*

Któryś tam września, pierwsza godzina matematyki:

Jedyne co można robić na takich lekcjach to się wyspać... szanowna Pani Profesor stoi i tłumaczy swoim doniosłym głosem (jej ojciec pewnie był wikingiem... albo tatarem!), rysując przy tym wydającą tak bardzo niemiły dźwięk, że aż ciary przechodzą, kredą kolejny z rzędu pentagram na tablicy. Dwie osoby grają na telefonie, ktoś tam wysyła sms'y, trzy dziewczyny robią sobie zdjęcia, a reszta próbuje spać (ale nie, bo kreda piszczy...), i tylko jeden kujon z zapałem notuje każde słowo wypowiedziane przez wiedź... Panią Profesor.

Co ona myśli?
*wszyscy wszytko ładnie rozumieją, mają takie mądre miny i cały czas potakują, jestem z nich taka dumna :')*

Co my myślimy?
*nie zdam...*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz